środa, 15 lipca 2015

Nowe nadeszło...

Gdzieś w zakamarkach mojego laptopa znalazłam swój blog, a raczej potencjalne teksty...te, które miały nadejść, które miałam dodać, które pisałam prawie, że do szuflady. Ale ta wena, no gdzie ona? Gdzie zapał, który pojawił się nagle? 
Dziś, niemal 7 miesięcy od dodania ostatniego postu postanowiłam wrócić, nie wiem czy na zawsze, czy regularnie, czy pisanina i moje wypociny mają jakiś sens. Ale blog powstał by oczyszczać zwoje, więc zrobię wakacyjny porządek- choć obiad sam się nie ugotuje, a pranie samo nie powiesi.

Nowe nadeszło, taaak, przybyło i jest. Ma ciekawskie, brązowe oczy, okrągłą twarzyczkę, policzki Tatusia i bezzębny uśmiech. Parę miesięcy temu  katowałam się myślami jaka będzie, a okazało się, że jest idealna. Wyjątkowa. Jest lepsza niż byłam to sobie w stanie wyobrazić, trudna czasem i niezrozumiała, charakterna i wesoła okrutnie. Jest wspaniała, bo moja. Przytłacza mnie czasem ilość uczuć, które wraz z nią pojawiły się nagle, miłość-wiadomo, wielokrotnie próbowano miłość matczyną określić, zamknąć w jakieś ramy, opisać...nic  z tego, ale nie tylko miłość tak mnie wypełnia, drugim uczuciem, towarzyszącym mi na co dzień jest strach. Taki potworny, paraliżujący, powodujący mdłości...strach o nią. 
Jaka ja w tym nowym jestem? byłam już przecież niecierpliwa i bezmyślna i nadal jestem, choć pokłady cierpliwości do Niej mam ogromne (skąd?!) Odpowiem sobie na to pytanie z czasem, bo dziś wiem tylko, że czuję się zwyczajnie spełniona. 
Wracam, czy ktoś tu na mnie czeka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz